Najnowszy tom mieszkającego w Kopenhadze poety, dramaturga i malarza skupia się na śmiesznostkach i wykolejeniach międzyludzkiej komunikacji, na „byciu w kontakcie”, które najczęściej zakrawa na absurd. Wiersze z „Ra” nie rezygnują jednak z awangardowych ambicji, wciąż chętnie konfrontują czytelników z logiką lustrzanego labiryntu (choć może nie abstrakcyjnych afektywnych plam), jednak dzieje się to z zachowaniem spójności narracyjnej poetyckich inscenizacji oraz schludności, a niekiedy wręcz klasyczności form użytych w innych tekstach. Z kolei klarowne, medytacyjne i spięte koaniczną puentą przypowieści Wróblewskiego zbliżają jego poezję do estetyk Dalekiego Wschodu, a przywołanie boga Słońca zachęca do czytania niektórych utworów jak zapisanych w kolumnie egipskich hieroglifów. Czyli nie labirynt, ale piramida? Tytułowe krwiożercze zawołanie „Ra!” zachęca do wejścia.