Dwadzieścia siedem nowych tekstów naczelnego rebelianta polskiej prozy, Janusza Rudnickiego. Nonszalancka życiorystyka w jego wydaniu obfituje w pikantne żarty, szydercze demaskacje, prześmiewcze prowokacje.
`Oto następne białe króliki wyciągnięte z mojego kapelusza. W jednej z klatek Piłsudski, niechluj w kalesonach, stawia pasjansa czy będzie dyktatorem Polski, czy nie. I jedno ma tylko ten infantylny dziadek życzenie, żeby puszczać mu na okrągło disnejowskie kreskówki. W innej skrzyżowanie jamnika z Piastem Kołodziejem, czyli Dąbrowska ze swoją kochanką, siedzą, ilustrując przysłowie „Nieszczęścia chodzą parami”. Gdzie indziej Konopnicka, matka taka, jaka pisarka, raczej średnia, libido większe niż talent, życia w trójkącie było jej za mało, popęd seksualny godny tego miejsca. Dalej Paderewski, zwany przez żonę Zwierzaczkiem, kolor mu odpowiada, tak ubierał się na starość, cały na biało, do tego, o zgrozo, jeszcze białe pantofle, aż mdliło, tak manieryczny. Jedna ze słojem, w środku członek o długości 28,5 cm, reszta Rasputina nie zmieściła się. W dalszej wyrodny ojciec, posępny gbur, okręt podwodny, samotna jednostka o napędzie depresyjnym, ORP Gustaw Herling. Jeśli was rozśmieszy ta następna parada moich zmartwychwstałych, to dobrze. Jeśli uronicie parę łez, to dobrze, i jedno, i drugie to płyn do mycia szyb, jeśli przyjąć, że okno to zwierciadło duszy. Ale najlepiej, kiedy i jedno, i drugie, żaden koniec tak nie wieńczy dzieła jak śmiech przez łzy”.