Mallarmé uczyłby nas, że nowoczesność faktycznie wydała proroka, lecz zatartego, mesjasza, lecz w drodze hipotezy, Chrystusa, lecz konstelacyjnego. Skonstruowałby baśniowy kryształ niekonsystencji zawierający w swym środku syreni gest, widzialny w prześwitywaniu, niemożliwy i żywy, z którego on sam powstał i wciąż powstaje. W ten sposób poeta rozlałby „sakrę” własnej Fikcji każdemu czytelnikowi gotowemu karmić się mentalną hostią jego poszarpanych Stron. Wszystko to na gruncie ścisłego ateizmu,