Przetrwać `44. Mozaika pamięci o Powstaniu Warszawskim
- -10%
- Nowy
TEGO NUMERU NIE ZNACIE!
Marcin Wójcik
Zawieszony na studiach za podrobienie podpisu. Zagrał kiedyś w teatrze rolę pół człowieka - pół pompki.
Michał Wójcik
Nie lubi szpitali, bo za dużo razy w nich przebywał. Lubi za to tatuaże. A poza tym wcale nie ma na imię Michał.
Waldemar Wilkołek
Musi się wyspać. Każdy Ryjek kosztuje go pięć lat życia. Występy w Ani Mru-Mru zaczął od grania na brzuchu.
Od 15 lat rozśmieszają miliony Polaków, ich występy gromadzą pełne sale widzów, a klipy w sieci osiągają kilkumilionowe odsłony. Ich twarze zna każdy: od Podkarpacia po Pomorze Zachodnie. Ani Mru-Mru to nie zwyczajny kabaret. To zjawisko. Książka Ani Mru-Mru. O dwóch takich, co było ich trzech przedstawia Ani Mru-Mru, jakich nie znacie. Jak wygląda życie trzech najśmieszniejszych facetów w Polsce, gdy śmiech cichnie, a sale pustoszeją?
Jak zniknie frajda, zniknie kabaret - mówi Marcin Wójcik. Oni jednak wciąż dobrze się bawią, a wraz z nimi cała Polska. Mają niecodzienną przyjemność przychodzenia do pracy, w której spotykają całą salę uśmiechniętych ludzi, ale czy łatwo zarabiać na życie śmiechem w kraju, którego obywatele mają opinię ponuraków? W przezabawnej książce Marcin Wójcik, Michał Wójcik i Waldemar Wilkołek z właściwą sobie nonszalancją opowiadają o pracy kabareciarza: skąd się wzięła nazwa grupy? Czym się inspirują przy pisaniu skeczy? Na kim testują nowe żarty? Czy nie mają czasem siebie dość? Co myślą o swoich konkurentach?
W szczerej rozmowie odsłaniają nie tylko kulisy warsztatu, ale uchylają też drzwi do życia prywatnego, ilustrując barwne opowieści nieznanymi zdjęciami z domowych archiwów. Z humorem opowiadają o blaskach i cieniach sławy, o tym, z kim lubią pić wódkę, z czego wypada żartować, a z czego nie, jak pracują nad skeczami, czy chętnie słuchają dowcipów, dlaczego Michał Wójcik nie lubi Tofika. I wreszcie: jaka jest tajemnica tego, że nadal potrafią tak dobrze bawić się na scenie?
Gdybyśmy byli początkującym kabaretem, a któryś z nas zapomniałby skeczu, dwóch pozostałych zrobiłoby wszystko, żeby go uratować. Po piętnastu latach na scenie, gdy widzimy kolegę stojącego - umownie - nad takim wielkim szambem, to nas tak bawi, że po prostu trzeba podejść i go pchnąć. Zrobimy wszystko, żeby go pogrążyć.