Uczta z łakomą pandą Są książki do czytania lub do oglądania, takie, które działają na wyobraźnię i te, które pobudzają zmysły, służą do zabawy albo zachęcają do nauki. Bywają też takie, które łączą wszystkie te cechy. Tak jest w przypadku „Kuchni łakomej pandy”. Tytułowa panda to tylko jeden ze zwierzaków należących do grupy bohaterów tej uroczej książeczki. Są jeszcze m.in. zające, niedźwiedzie, lis. Wszystkie poznajemy w sytuacjach związanych z jedzeniem lub przygotowywaniem posiłków, a właściwie deserów i przekąsek. Niewielkich rozmiarów książka w kartonowym – trwałym i estetycznym – wydaniu przeznaczona jest już dla dzieci dwuletnich. Dlatego tekstu jest tu niewiele – pojawia się on w postaci haseł, które opisują przedstawiane obrazami sytuacje. Ich rolą jest sygnalizowanie tematów, zachęcanie do rozmów i opowiadania. One również – konsekwentnie jak wszystko w całej książce – działają na kulinarną wyobraźnię. Przykładem niech będą chociażby „Ciasteczkowi pomocnicy” czy „Kruche fantazje”. Siłą „Kuchni…” są jednak przede wszystkim ilustracje – subtelnie zarysowane postacie i kulinaria czy delikatne, pastelowe kolory wprost kojarzą się ze smacznymi deserami, pozwalają niemal poczuć ich zapach czy konsystencję. Cała książka jest małą ucztą dla zmysłów – słowem i obrazem uruchamia wyobraźnię i pobudza apetyt. Dorosłym, którzy będą czytać ją z dziećmi, pomoże budować sugestywne opowieści o jedzeniu, rozmawiać z nimi o smakach czy potraktować ją jako pretekst do pierwszych wspólnych kulinarnych eksperymentów. To również znakomita pozycja do pracy z małymi niejadkami. Co ważne, każde z pojawiających się haseł zapisane jest w jednym z czterech języków, podobnie jak znajdujące się na końcu książeczki pojęcia. A że najłatwiej przychodzi uczenie się języka na podstawie skojarzeń, ta smakowita pozycja może stać się zaczątkiem dziecięcego słownika języków obcych. recenzja Anna Stasiak